ZRÓWNOWAŻONY ROZWÓJ
Według grupy Yale Center for Environmental Law and Policy, która w dniu 26. stycznia 2005r. dostarczyła na Światowe Forum Gospodarcze 2005 trzeci raport z prac nad Wskaźnikiem Zrównoważonego Rozwoju (Environmental Sustainability Index, ESI) Polska zajęła 102. pozycję na 146 krajów sklasyfikowanych (w 2002 była to pozycja 87, w 2001 - 58). Dorobek grupy trzymającej w Polsce władzę spycha nasz kraj na margines cywilizacji.
Analiza poprzedniego rankingu w artykule
"Zdrowie człowieka i środowiska w ocenie epidemiologa"
poniżej
ZIELONE BRYGADY, GRUDZIEŃ 2004 NR 12 (202),str. 22 - 24 Zbigniew Hałat
Dla wielu zgoda na przystąpienie Polski do Unii Europejskiej (UE) wynikała z nadziei na poprawę jakości życia. Agresywna i jednostronna propaganda przedakcesyjna często żerowała na słabościach systemu od lat zarządzanego przez jej twórców. Prześcigali się oni w zapewnieniach, że już nie Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej(1) a Traktat Rzymski z 1978r. (2), Traktat z Maastricht z 1992r. (3) i Traktat z Amsterdamu z 1999r. (4) gwarantują bezpieczne środowisko tym wszystkim, którzy, mając ku temu stosowne możliwości, decydują się na zachowania sprzyjające długiemu życiu w zdrowiu. W świetle tych nadrzędnych aktów prawnych prozdrowotny styl życia uprawnia przecież wyborcę i podatnika do oddania całej reszty zabezpieczeń swoich interesów zdrowotnych w ręce polityków, urzędników i rządowych ekspertów. Ponieważ w krajach uprzemysłowionych 20% obciążenia wszystkimi chorobami przypisuje się czynnikom środowiskowym, akcesja dawała Polakom nadzieję na niemałą poprawę podstawowego wskaźnika rozwoju cywilizacyjnego, jakim jest oczekiwana długość życia. A jest o co walczyć, skoro z opublikowanej przez ONZ oceny rozwoju cywilizacyjnego (Human Development Index) wynika, że 73,8 oczekiwanych lat życia stawia Polskę na 48. pozycji spośród 177 krajów świata sklasyfikowanych w 2004 r. W zakresie długości życia ostatnie trzy dekady XX w. przyniosły Polsce upadek cywilizacyjny, gdyż z pozycji 27. w latach 1970-1975 spadła na miejsce 47. w latach 2000 - 2005. Pomimo niezłej pozycji wyjściowej nasz kraj nie nadąża za dynamicznym przyrostem tego podstawowego wskaźnika rozwoju człowieka obserwowanym w państwach znacznie uboższych. Należy dodać, że najbardziej obiecujące sformułowania celów UE znalazły
się w Europejskiej Strategii Środowiska i Zdrowia ogłoszonej przez Komisję
Europejską w 2003r., która obiecywała:
Komisja Europejska zapewniała przy tym, że od samego początku Strategia będzie rozwijana i wdrażana w rozszerzonej Unii Europejskiej, ponieważ istnieje szereg problemów zdrowia środowiskowego zróżnicowanych regionalnie. Rozwoju spraw po 1. maja 2004r. w zakresie zdrowia środowiskowego Polsce nie przewidzieli najbardziej skrajni eurosceptycy. Któż bowiem mógł się spodziewać, że niemal wszystkie narzędzia prawne UE posłużą nie ochronie naszego zdrowia i środowiska a interesom polityczno-gospodarczych hybryd składających się na „elitę” powstałej na naszych oczach i za naszym przyzwoleniem „republiki ziemniaczanej”, bo nie „bananowej” tylko z uwagi na klimat. Już pierwsze decyzje desygnowanej do Komisji Europejskiej przez koalicję SLD-SDPL-UP przy poparciu znacznej części tzw. opozycji parlamentarnej komisarz Danuty Huebner przeraziły nie tylko polską, lecz także zagraniczną opinię publiczną. Oto koncerny agrochemiczne natychmiast przystępując do odzyskiwania pieniędzy zainwestowanych w lobbing proakcesyjny, uzyskały korzystne dla siebie wyniki głosowania Komisji w nowym składzie nad wcześniej kilkakrotnie odrzucanym przez „piętnastkę” wnioskiem o dopuszczenie do obrotu na terenie UE jednego z wynalazków inżynierii genetycznej. Prof. ekonomii Danuta Huebner poprzez telewizję publiczną poinformowała polskich podatników, iż „została przekonana, że genetycznie zmodyfikowana kukurydza nie szkodzi ludziom i środowisku”. Tymczasem organizmy genetycznie zmodyfikowane (genetically modified organisms – GMO) są jednostkami biologicznymi, zdolnymi do replikacji i przenoszenia materiału genetycznego, w których materiał genetyczny został zmieniony w sposób niezachodzący w warunkach naturalnych. Promotory i wektory – nośniki obcych genów wprowadzanych do genomu gospodarza - z założenia mają przełamać barierę genetyczną, n. p. pomiędzy światem roślin i zwierząt. W tym celu wykorzystywane są agresywne wirusy, jak wirus mięsaka Rousa. W przebiegu procesu tylko nikła część organizmów ulega modyfikacji i dla ich oddzielenia od niezmodyfikowanej reszty wszystkie poddaje się działaniu antybiotyków, w tym należących do grup stosowanych w lecznictwie, jak aminoglikozydy lub tetracykliny. Przeżywają tylko te konstrukty genetyczne, które wyposażono w markerowe geny oporności na antybiotyki. Z rakotwórczych wirusów mogą powstać nowe zarazki o nie dających się przewidzieć losach, a zmodyfikowane organizmy mogą przenieść antybiotykooporność na ludzi, zwierzęta i rośliny. Krytycznym problemem jest pleotropia, czyli zaskakująca ekspresja pojedynczego genu w jego nowej lokalizacji w konstelacji genów gospodarza, prowadząca do nieoczekiwanych i licznych efektów w zmodyfikowanym organizmie. Niespodziewanie mogą pojawić się białka, w tym toksyny i alergeny, będące powodem wielu zagrożeń zdrowia człowieka i środowiska:
Z uwagi na trwałość i nieobliczalne rozmiary ryzyka związanego z łamaniem zasady ostrożności w odniesieniu do organizmów genetycznie modyfikowanych temu zagrożeniu należało poświęcić najwięcej uwagi. Nie oznacza to, że inne, dobrze już rozpoznane zagrożenia zdrowia ludzi i środowiska, nie uległy nasileniu po 1. maja 2004r. Pełna ich lista powstanie dopiero w wyniku szerszej dyskusji wśród osób prawdziwie oddanych zdrowiu publicznemu i ekologii, nie traktujących tych kluczowych dla wspólnego dobra dziedzin instrumentalnie do załatwiania wąskich interesów grupowych, a zwłaszcza jako wygodnej trampoliny do kariery politycznej lub urzędniczej. Czym innym jest jednak uwzględnianie celów zdrowia środowiskowego w zharmonizowanych programach wyborczych kandydatów do władz publicznych. Tu można podpowiedzieć wyborcom, aby rozliczyli dotychczasowe władze z zalewu naszego kraju złomem samochodowym czy inwestycjami koncernów Smithfield i Danish Crown. W całym kraju należy pytać kandydatów o ich szczegółowe plany ochrony Polaków przed zagrożeniami zdrowia związanymi z użytkowaniem samochodów w stanie śmierci technicznej i niezwykle kosztowną utylizacją europejskiego złomu samochodowego, która w wyniku porozumień międzyrządowych została przerzucona na Polskę. Mieszkańcy okolic, w których powietrze, woda i gleba są coraz bardziej zatruwane przez „fabryki wieprzowiny”, muszą się też wypowiedzieć się, czy popierają decyzję obecnych władz zapewniających zagranicznym koncernom pokrycie z polskiego budżetu kosztów dostosowania nielegalnych dotychczas inwestycji do wymogów prawa sanitarnego, czy może stanowisko lekarzy z ojczyzny koncernu Smithfield. W styczniu 2004r. Amerykańskie Stowarzyszenie Zdrowia Publicznego (American Public Health Association - APHA) ogłosiło rezolucję wzywającą władze do wprowadzenia powodowanego zasadą ostrożności moratorium na wszelkie nowe lokalizacje przemysłowych ferm trzody chlewnej oraz do podjęcia i wsparcia badań naukowych nad wpływem na zdrowie ludzi skażenia powietrza i wody. (7) Warunkiem koniecznym, choć nie wystarczającym, poprawy sytuacji jest zwalczenie korupcji. Transparency International w październiku 2004r. poinformowała światową opinię publiczną, że Polska znowu spadła w międzynarodowym rankingu krajów bez korupcji. Z 64 miejsca ex aequo z Meksykiem w ubiegłym roku znaleźliśmy się na jednym z miejsc 67 - 70, już za Meksykiem, a nawet Ghaną i Tajlandią. Pozycja uzyskana w latach 2003-2004 jest dramatycznie gorsza niż wynikająca z trendu wieloletniego korupcji w Polsce. Przypisy:
|
dr Zbigniew Hałat, lekarz specjalista epidemiolog
redaktor naczelny czasopisma ruchu ochrony zdrowia "ZAGROŻENIA ZDROWIA W POLSCE" http://www.halat.pl/zdrowie.html Zdrowie człowieka i środowiska w ocenie epidemiologa *********************************
********************************* Długość życia i zrównoważony rozwój a siła nabywcza ludności Skutki zagrożeń zdrowia ludzi ze strony czynników środowiskowych wyjątkowo są objęte rutynową rejestracją zachorowań i zgonów, stąd nie do przecenienia są te zestawienia międzynarodowe, które dają syntetyczny obraz pozwalający na dokonywanie porównań w czasie i przestrzeni (Ryc. 1). Zgodnie z przekonaniem panującym w Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) o rozwoju człowieka mają świadczyć trzy parametry uzyskane ze statystyk ludności każdego z krajów świata:
W zakresie długości życia ostatnie trzy dekady XX w. przyniosły Polsce upadek cywilizacyjny, gdyż z pozycji 27. w latach 1970-75 spadła na miejsce 48. w latach 1995-2000. Pomimo niezłej pozycji wyjściowej Polska nie nadążała za dynamicznym przyrostem tego podstawowego wskaźnika rozwoju człowieka obserwowanym w krajach znacznie uboższych (ryc. 4).
Według danych z Eurostat (STAT/02/13 z 29. stycznia 2002r.) wśród 302
regionów wyróżnionych na terenie 15 krajów Unii Europejskiej i 10 krajów
kandydackich grupy AC10 ustalonej podczas szczytu w Laeken w grudniu 2001r.
(Cypr, Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Malta, Polska, Słowacja, Słowenia
i Węgry) siła nabywcza mieszkańców żadnego z 16 regionów
Polski nie przekracza 60% średniej zdolności nabywczej w Unii Europejskiej.
Najbardziej
uprzywilejowane województwo mazowieckie zajmuje pozycję 256., przy zdolności
nabywczej 58% średniej zdolności nabywczej w Unii Europejskiej. Dla porównania
region Praha zajmuje pozycję 26. i osiąga 124% średniej europejskiej, a
Bratislavsky pozycję 117. z 95%.
Przystąpienie Polski do Unii Europejskiej może przynieść istotną poprawę sytuacji ekonomicznej ludności jej najuboższych regionów, a tym samym wpłynąć na poprawę zdrowia i przesunięcie oczekiwanej długości życia w kierunku grupy państw wysokorozwiniętych. Czy to samo będzie dotyczyć zrównoważonego rozwoju Polski? Według grupy Global Leaders for Tomorrow Environment Task Force, która na Światowe Forum Gospodarcze 2002 dostarczyła drugi raport z prac nad Wskaźnikiem Zrównoważonego Rozwoju (Environmental Sustainability Index, ESI) znaczna część komponentów składających się na łączną ocenę jest skorelowana ujemnie z siłą nabywczą ludności. W rankingu zrównoważenia rozwoju przedstawionym na szczycie w 2002r. Polska zajęła pozycję 87 na 142 kraje sklasyfikowane (rok wcześniej była to pozycja 58.). Poniżej przedstawiam wyniki analizy danych w poszukiwaniu przyczyn tak
niskiej lokaty Polski:
Variable #: 10 Code: ANTH10 Reference Year: 2004
Ilość wody nie ma związku z zamożnością kraju (współczynnik korelacji -0.09)
Dla porównania należy wspomnieć o dwóch członkach bogatej Unii Europejskiej, którzy zajęli niższe od Polski miejsca w światowym rankingu zrównoważonego rozwoju. Jest to Wielka Brytania sklasyfikowana na miejscu 91 i Belgia - na miejscu 125. Nie od rzeczy będzie dodać, że do tych krajów należą dwa najbogatsze regiony Unii Europejskiej: Inner London i Reg. Bruxelles-Cap/Brussels Hfdst. Gew., których mieszkańcy cieszą się zdolnością nabywczą równą odpowiednio 242% i 217% średniej siły nabywczej w Unii Europejskiej. Jakie działania są potrzebne na rzecz zrównoważonego rozwoju dwóch najbiedniejszych regionów przyszłej Unii Europejskiej: Podlaskie i Lubelskie, których mieszkańcom doskwiera zdolność nabywcza równa odpowiednio 28% i 27% średniej zdolności nabywczej w Unii Europejskiej? Na pewno nie są to tylko te, które polskie władze przedstawiły 4. marca 2002r. na brukselskim spotkaniu szefów resortu ochrony środowiska z państw członkowskich i kandydujących. Wiceminister ochrony środowiska Ewa Symonides zapewniła wówczas, że Polska zredukuje emisję gazów cieplarnianych o 6% oraz że będzie dążyć do ratyfikowania protokołu z Kioto przed szczytem w Johannesburgu (!). Podczas szczytu rząd polski ma przedstawić raport o dokonaniach ostatnich 10 lat w ochronie środowiska, a w nim poinformować, że zbudowano około trzech tysięcy oczyszczalni ścieków, powietrze jest nieporównanie czystsze, niż było 10 lat temu, znacznie oczyściły się rzeki, utworzono nowe parki narodowe i ponad 200 nowych rezerwatów przyrody. Może trzeba sięgnąć do doświadczeń innych krajów kandydackich, choćby Węgier, które w rankingu zrównoważenia rozwoju osiągnęły pozycję 11., lub Czech, które wprawdzie zajęły pozycję 64., to ratyfikowały już protokół z Kioto? Także pozostałe kraje kandydackie (z wyjątkiem niesklasyfikowanego Cypru i Malty) wraz z członkami Unii (bez Belgii i Wlk. Brytanii) mieszczą się w pierwszej pięćdziesiątce krajów o najlepiej zrównoważonym rozwoju (w rankingu światowym 1. miejsce zajmuje Finlandia, a 50. Niemcy). Dotychczasowe doświadczenia Zręczna polityka władz Unii, rządów poszczególnych krajów członkowskich
oraz sektora prywatnego jak dotychczas poczyniła w Polsce wielkie szkody
gospodarcze i społeczne oraz ekologiczne.
W rezultacie
Opis czynów z obszaru nieuczciwej konkurencji, oszukańczego lobbingu i przestępczej korupcji dokonanych w ostatnich latach na terenie Polski przyćmiłby afery firm Enron i Arthur Andersen, gdyby nie zasadniczo odmienna pozycja ofiar w globalnym rankingu narodów z którymi liczyć się trzeba i których interesy można bezkarnie pomijać. Polskie władze odsuwają od siebie odpowiedzialność za zależne od środowiska zdrowie własnych obywateli, turystów i konsumentów polskich produktów. Zamiast dążyć do usunięcia lub minimalizacji zagrożeń, kolejne zastępy polityków wykazują się karygodną arogancją i ignorancją w sprawach medycyny środowiskowej. Z kolei tzw. pomoc Zachodu w zbyt wielkim zakresie okazała się albo narzędziem lobbingu na rzecz przejęcia publicznej własności, albo sposobem na utrzymanie lukratywnych posad zastępów besserwisserów wchodzących w skład tzw. "brygad Marriotta". Zadziwiające, że koszty tych bezwartościowych a nawet szkodliwych dla polskich interesów konsultacji pokrywała i nadal pokrywa Polska (np. gdy były one finansowane z pożyczek Banku Światowego) albo zostały zapisane na konto Polski, np. w ramach PHARE. Podczas plenarnej sesji Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego w dniu 24. kwietnia 2002r. z udziałem współprzewodniczących tzw. Wspólnych Komitetów Konsultacyjnych, których zadaniem jest pośredniczyć pomiędzy społeczeństwami obywatelskimi w krajach Unii i krajach kandydackich pani Małgorzata Niepokulczycka reprezentująca polskie organizacje społeczeństwa obywatelskiego (sic!) wyraziła opinię, że Komisja Europejska powinna wykazać się bardziej konkretnym wsparciem w celu wspomożenia grup interesu. W odpowiedzi pan komisarz Günter Verheugen określił Polskę jako największego odbiorcę pomocy Unii Europejskiej, jaka kiedykolwiek była udzielana. O stosunku grup interesu do polskich konsumentów i ekologów niech zaświadczy poniższy fragment pisma stowarzyszenia osób fizycznych - pracowników ponadnarodowych koncernów o nazwie Polska Federacja Producentów Żywności, w którego skład we wrześniu 2000r. wchodzili pracownicy następujących "polskich" koncernów: Monsanto, Novartis, Cargill, Kraft Jacobs Suchard, Universal Leaf Tobacco, Cadbury, Coca-Cola, Pepsi-Cola Frito Lay, Heinz, Nestle, Procter&Gamble, Unilever i Wrigley. Pismo dotyczyło zapytania, które Społeczny Instytut Ekologiczny skierował do producentów żywności, czy w ich produktach znajdują się genetycznie zmodyfikowane organizmy. Reakcja była piorunująca: sekretarz Federacji w liście do Instytutu pozwolił sobie ocenić tę ankietę w następujących słowach "działanie pogarszające relacje pomiędzy producentami i konsumentami żywności nie wydaje nam się słuszne i uzasadnione, lecz na zasługujące na społeczną dezaprobatę". Interesujące jest, czy podatnicy w Unii Europejskiej i komisarz Verheugen, zdają sobie sprawę z faktu, że to z funduszu PHARE opłacana jest działalność grupy interesu będącej stowarzyszeniem osób fizycznych - pracowników ponadnarodowych koncernów, która przejawia się w bezprecedensowej arogancji i agresji w stosunku do organizacji pozarządowej (nie pararządowej, a więc będącej rzeczywistym a nie zależnym od budżetu państwa przedstawicielem społeczeństwa obywatelskiego) wyrażającej słuszny niepokój o niekontrolowany zalew polskiego rynku produktami inżynierii genetycznej. Jak wiadomo polityka zrównoważonego rozwoju musi uwzględniać zaangażowanie obywateli. W tym zakresie w Polsce rozgrywają się sceny z horroru ekologicznego: mieszkańców powiatu Nasielsk w marcu b. r. zaatakowała policja, kiedy broniąc swojego środowiska i gospodarstw agroturystycznych, usiłowali zablokować budowę wysypiska śmieci w sąsiedztwie parku krajobrazowego. Obrońcy zdrowia i środowiska dysponowali już uprawomocnionym wyrokiem Naczelnego Sądu Administracyjnego. Stosunek władz i wymiaru sprawiedliwości do środowiskowych zagrożeń zdrowia w Polsce przybiera nieraz charakter tragifarsy. Ogromna hałda niezabezpieczonych odpadów rtęciowych w Boguszowie-Gorcach w woj. dolnośląskim na podstawie opinii biegłych została uznana przez miejscowy sąd okręgowy za niezagrażającą zdrowiu i środowisku człowieka. Najwyższa Izba Kontroli 18. kwietnia b. r. przedstawiła informację
o zaopatrzeniu w wodę 20 miast liczących powyżej 200 tysięcy mieszkańców.
Ważne cytaty z raportu NIK:
W sprawozdaniu Teleexpressu z konferencji prasowej dotyczącej "Informacji o wynikach kontroli zaopatrzenia w wodę ludności aglomeracji miejskich" podano, że "Najwyższa Izba Kontroli uspokaja - o zdrowie nie musimy się obawiać. Woda może nie jest najsmaczniejsza, ale pić ją możemy spokojnie". W Polsacie ukazał się ktoś z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie, aby oświadczyć "Ja czasami piję wodę z kranu". Z kolei Polska Agencja Prasowa w dniu 19. kwietnia 2002r. w materiale "NIK krytykuje jakość wody pitnej w Polsce" zawarła informację, iż "doradca w NIK, Maria Pokora, zapewniła jednak, że o zdrowie nie powinniśmy się obawiać; grozi nam raczej spożycie wody o słabej jakości i walorach smakowych". Powyższy cytat był powodem zapytania prezesa Stowarzyszenia Ochrony Zdrowia Konsumentów skierowanego do przedstawicieli NIK podczas posiedzenia Sejmowej Komisji Ochrony Środowiska ZNiL w dniu 7. maja b. r. zmierzającego do ustalenia, czy oficjalnym stanowiskiem Najwyższej Izby Kontroli jest pogląd jakoby woda, która nie dotrzymuje wymagań parametrycznych nie ma wpływu na zdrowie ludzi a jedynie charakteryzuje się złą jakością organoleptyczną. Pytanie to pozostało bez odpowiedzi do protokołu Komisji. W związku z powyższym Stowarzyszenie ponowiło zapytanie, składając je na piśmie w kancelarii NIK. Odpowiedź będzie udostępniona opinii publicznej w kraju i zagranicą. Opublikowanie raportu NIK zbiegło się w z ujawnieniem masowego zatrucia wodą wodociągową na terenie dolnośląskich gmin Warta Bolesławiecka i Zagrodno (powiat Bolesławiec) oraz Pielgrzymka (powiat Złotoryja). Jak wykazało dochodzenie epidemiologiczne przeprowadzone w dniu 29. kwietnia 2002r. przez Instytut Wody, od początków lutego 2002r. wśród ok. 13 tysięcy odbiorców wody pochodzącej ze złoża znajdującego się pod zatopioną kopalnią rudy miedzi w Iwinach pod Bolesławcem pojawiły się zaburzenia żołądkowo-jelitowe (ból brzucha, biegunka, nudności, wymioty) oraz choroby skóry o charakterze odczynu na czynniki drażniące i uczulające. Wystąpienie zachorowań było poprzedzone nagłym zmętnieniem wody wodociągowej w punktach jej poboru przez mieszkańców. W opinii właściciela ujęcia powodem nagłego zmętnienia było wymieszanie wody podziemnej pobieranej z poziomu 830 m z wodami zalewającymi kopalnię przez co do sieci przedostały się cząstki skały płonnej o składzie charakterystycznym dla skał towarzyszących rudom miedzi. W trzecim tygodniu kwietnia właściciel ujęcia zastosował napowietrzanie i filtrowanie surowca przez złoża żwirowe, uzyskując zamierzony efekt w postaci usunięcia ponadnormatywnej zawartości żelaza i manganu oraz mętności. Mając na względzie ochronę zdrowia ludzi, w dniu 29. kwietnia 2002r. Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Bolesławcu uznał, iż z powodu twardości (1000 - 1100 mg CaCO3/l) oraz siarczanów (1000 mg/l) woda z wodociągu publicznego w Iwinach nie nadaje się do spożycia, ale w ograniczonym zakresie może być używana do celów gospodarczych, tj. do urządzeń sanitarnych, mycia pomieszczeń mieszkalnych i gospodarczych. Przez następny tydzień mieszkańcy środka Europy otrzymywali wodę z bojowych cystern straży pożarnej, nie dość że zanieczyszczoną (trociny, rdza i in.) oraz wywołującą choroby skóry i przewodu pokarmowego, to dowożoną bez wcześniejszej zapowiedzi. Brak szczegółowego harmonogramu dowozu wody do każdego gospodarstwa powodował, że ludzie albo nie zdążali wybiec z domu, aby dogonić odjeżdżającą cysternę, albo przy drodze wystawiali otwarte naczynia na wodę, narażając się na tym większe zagrożenie zdrowia i życia. W tej sytuacji w Dniu Europy 9. maja 2002r. poinformowano pana Aleksandra Kwaśniewskiego, prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej i pana Leszka Millera, prezesa Rady Ministrów, że dla rozwiązania kryzysu wystarczy poprowadzić 7 km rurociągu z Bolesławca, co powinno być wykonane natychmiast przez odpowiednie służby Wojska Polskiego lub obrony cywilnej i pokryte z rezerwy budżetowej, a zwłaszcza ze środków przesuniętych z zadań o wadze mniejszej niż ochrona zdrowia i życia tysięcy ludzi, na przykład z propagandy na rzecz przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Również odpowiedź na to wystąpienie będzie udostępniona opinii publicznej w kraju i zagranicą, łącznie z oceną działań polskich władz na rzecz ludzi pozbawionych bezpiecznej wody. Pan prezydent A. Kwaśniewski w dniu 16. maja. 2002r. przebywał z gospodarską wizytą właśnie w Bolesławcu. Otwierając czterokilometrowy odcinek drogi zbudowanej w 3/4 z funduszów Unii Europejskiej, powiedział: "Tu nie trzeba używać wielkich słów. Nie trzeba mówić o wartościach, o wspólnej tradycji, o korzeniach kultury europejskiej. Czasami trzeba pokazać konkret i ta obwodnica w Bolesławcu to właśnie dowód, że dzięki wpisaniu Polski do struktur europejskich można rozwiązywać bardzo dokuczliwe problemy ludzi". Odrębnym zagadnieniem jest zaangażowanie działaczy zagranicznych ruchów ekologicznych w poprawę sytuacji w Polsce. Pozytywnym przykładem jest tu działalność American Peace Corps na terenach wiejskich, indywidualne inicjatywy, jak np. Polish-American Partnership z Pennsylwanii. Znacznie gorzej zapisały się brytyjskie grupy o bliżej nieokreślonych interesach, które szkoląc polskich wolontariuszy w sztuce przykuwania się do drzew, zmierzały do zastopowania budowy bezpiecznych dróg w Polsce - kraju tych dróg pozbawionym. Sprawa współpracy polskich specjalistów z zagranicznymi profesjonalistami w zakresie medycyny środowiskowej stanowi klucz do rozwiązania wielu problemów. Do wiodących inicjatyw w tym zakresie należało na początku lat 90.-tych zaangażowanie amerykańskiej organizacji Physicians for Social Responsibility w zagadnienia zdrowia środowiskowego w Polsce, czy zorganizowanie szkoły lekarzy środowiskowych przy powstałym wówczas Instytucie Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego w Sosnowcu, który szybko uzyskał status ośrodka współpracującego ze Światową Organizacją Zdrowia (WHO Collaborating Centre). Niestety, świetnie wyszkolona przez ekspertów WHO, w tym pochodzących ze wzorcowej szkoły w Holandii, grupa kilkunastu polskich lekarzy środowiskowych nie znalazła zainteresowania w oczach polityków decydujących po 1993r. o ochronie zdrowia i tym samym w kraju tylu potrzeb lekarze ci pozostali w ogromnej większości bez zatrudnienia zgodnego ze swoją specjalnością. Również zanika działalność samego Instytutu. Każde zaniedbanie w zakresie ochrony zdrowia ludzi i środowiska powinno skutkować pociągnięciem osób winnych do odpowiedzialności. W tym zakresie w Polsce powstała interesująca sytuacja o charakterze pułapki na decydentów. Pod presją negocjacji akcesyjnych w celu zamknięcia wielu rozdziałów rokowań siłami tzw. Komisji Europejskiej Sejmu poprzedniej kadencji przyjęto znaczną część aquis communautaire, zupełnie nie odnosząc się do realności ich wykonania w Polsce, której dochód narodowy brutto średnio nie przekracza połowy GDP najuboższego kraju Unii Europejskiej. Dorobek prawny Unii Europejskiej, aby mógł być zastosowany w Polsce wymaga przepisów wykonawczych do ustaw. W drugiej połowie marca 2002r. okazało się, że rząd zwleka z wydaniem ok. 400 rozporządzeń, a tym samym uniemożliwia korzystanie z prawa, które miało chronić zdrowie i życie ludzi oraz środowisko. Wejście w życie po roku od opublikowania ustawy o substancjach i preparatach chemicznych nie zmieniło sytuacji na polskim obszarze celnym. Jak pisze w dniu 18. marca 2002r. najbardziej prestiżowy dziennik "Rzeczpospolita" dwanaście miesięcy nie wystarczyło ministrowi zdrowia na wydanie rozporządzenia ustalającego wykaz substancji niebezpiecznych i wzoru karty charakterystyki. W obrocie są więc substancje bez takich kart. Brak rozporządzeń oznacza, że przepisy ponad 100 ustaw, które weszły w życie, albo nie mogą być w pełni stosowane, albo są wykonywane na podstawie aktów wydanych na podstawie ustaw już uchylonych. Należy do nich ustawa z 7. czerwca 2001r. o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków, która choć weszła w życie 14. stycznia 2002r., nadal nie doczekała się podstawowego przepisu wykonawczego, a mianowicie rozporządzenia ministra zdrowia określającego wymagania bakteriologiczne, fizykochemiczne i organoleptyczne dotyczące jakości wody przeznaczonej do spożycia przez ludzi. Taki stan prawny (właściwie stan bezprawia) powoduje, że sprzedawcy wody wodociągowej podważają decyzje administracyjne inspektorów sanitarnych wydane w nawet tak dramatycznych okolicznościach jak ta pod Bolesławcem. Ustawa o kosmetykach, która weszła w życie w dniu 12. maja 2000r. po
roku od ogłoszenia, również nie doczekała się na czas przygotowania
w ministerstwie zdrowia przepisów wykonawczych. Wobec braku podstaw prawnych
do nadzoru nad kosmetykami skutki zdrowotne i ekonomiczne ujawnienia pierwszego
przypadku BSE w Polsce mogą być nieobliczalne. I znów - nawet w obliczu
podejrzenia nowego wariantu choroby Creutzefeldta-Jakoba u dwóch nastolatek
w Łodzi - opinia publiczna jest uspokajana zapewnieniami rządowego eksperta,
jakoby do zarażenia prionami może dojść wyłącznie drogą pokarmową.
Znowu, jak w przypadku wypowiedzi w sprawie wody wodociągowej, dla ”świętego
spokoju" wąskiej grupy pozostającej u władzy odrzucany jest cały dorobek
prawny i organizacyjny Unii Europejskiej, której dyrektywa o kosmetykach
zakazuje stosowania w kosmetykach takich surowców jak czaszka, w tym mózg,
i oczy, migdały i rdzeń kręgowy z:
Perspektywy poprawy sytuacji Ponieważ artykuł 3 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka stanowi, iż "każdy człowiek ma prawo do życia, wolności i bezpieczeństwa swej osoby", skutecznym wyjściem z decyzyjnego impasu wydaje się oparcie dochodzenia podstawowych praw człowieka o sądy i występowanie w nich o odszkodowanie za poniesione straty. Stan polskiego wymiaru sprawiedliwości wskazuje na to, że może rychło dojść do zalewu Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu sprawami z Polski. Już w 2001r. pod względem liczby osób składających skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka Polacy znaleźli się w na miejscu drugim po Rosjanach. Ogółem w 2001r. wpłynęło do Strasburga ponad 30000 skarg od obywateli państw członkowskich Rady Europy. Zarejestrowano 13 858 z nich. Pod względem liczby skarżących się Polska (1763 zarejestrowane skargi) znalazła się za otwierającą listę Rosji (2108 zarejestrowanych skarg), a przed Francją (1117). W roku 2001r. Trybunał wydał łącznie 889 wyroków. W 683 przypadkach uznał naruszenie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Ponad połowa wyroków skazujących dotyczyła Włoch (359), następne w kolejności były Turcja (169 wyroki skazujące), Francja (32) i W. Brytania (19). Polska znalazła się na piątym miejscu z 17 wyrokami skazującymi. Powyższe liczby powinny być odniesione do liczby ludności i zasadniczych różnic w zakresie znajomości praw człowieka w porównywanych krajach. Należałoby też sprawdzić skuteczność interwencji przedstawicieli Polski we władzach Rady Europy na rzecz ochrony podstawowych praw człowieka we własnym kraju. W roku 2002 poseł Tadeusz Iwiński (SLD), poseł Marcin Libicki (PiS), senator Jerzy Smorawiński (PSL) i poseł Jerzy Jaskiernia (SLD) zostali wybrani do władz Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Przewodniczący polskiej delegacji Iwiński został ponownie wybrany na przewodniczącego Komisji ds. Migracji, Uchodźców i Demografii - jednej z 10 komisji Zgromadzenia. Libicki został wiceprzewodniczącym grupy politycznej Demokratów Europejskich (EDG), a Smorawiński - Grupy Europejskiej Partii Ludowej (EPP). Ponadto Jaskiernia, który nadal pełni obowiązki przewodniczącego Podkomisji Prawa Karnego i Kryminologii, został wybrany na wiceprezesa Rady Międzynarodowego Instytutu Demokracji w Strasburgu. W Polsce zbliża się kampania wyborcza do władz samorządowych. Dla wielu polityków będzie to czas walki o przeżycie. Jak zachować dotychczasowe stanowisko we władzach samorządowych? Jak ludziom wytłumaczyć swoją bezczynność, niemoc, prywatę, jawną korupcję? W zrujnowanym kraju nie ma winnych. Są za to maszty telefonii komórkowej na dachach szkół, nielegalne lub zatajone przed opinią publiczną uprawy roślin genetycznie zmodyfikowanych i hodowle transgenicznych zwierząt, wysypiska i spalarnie odpadów powstałe wbrew uzasadnionym protestom, zakłady produkcyjne i usługowe, z których wydobywa się trudny do zniesienia odór, hałas, pył i dym. Polacy płacą ciężkie pieniądze za cuchnącą, brązową, mętną wodę z kranu, duszą się czarnymi spalinami z miejskich autobusów, a przecież wodociągi i komunikacja miejska podlegają władzom samorządowym. Do władz samorządowych należy także zapobieganie groźnym dla zdrowia wszystkich istot żywych skutkom skażenia rzek, jezior i wód podziemnych ściekami przemysłowymi i komunalnymi. Obecne w wodzie estrogeny naturalne i pozostałości leków zawierających te żeńskie hormony, pestycydy, polichlorowane bifenyle i dioksyny, składniki rozmaitych mas plastycznych (np. bisfenol A) nie tylko prowadzą do zaburzeń rozwoju i funkcjonowania ciała, lecz także - obok innych trucizn środowiskowych, choćby takich jak wszechobecny azbest - są przyczyną epidemii raka. Należy mieć nadzieję, że zgodnie z tutejszym porzekadłem Polak będzie mądry po szkodzie i spisze z kandydatami do władz samorządowych umowę o odpowiedzialność za życie i zdrowie wyborców. Codzienne wybory i ich wzajemne oddziaływanie Ogólną dyskusję nad strategią zrównoważonego rozwoju należy przełożyć
na codzienne wybory każdego z nas. Oto trzy przykłady zaczerpnięte z materiałów
programu ruchu ochrony zdrowia ZDROWY POLAK:
Oczywiście każdy wybór konsumenta może iść w poprzek choćby najbardziej precyzyjnej typologii. Efekt cieplarniany powoduje przesunięcie się granic występowania wektorów chorób ciepłej strefy klimatycznej. W Polsce gwałtownie narasta populacja kleszczy Ixodes ricinus zakażonych Borrelia burgdorferi. Rozszerzają się obszary endemii borreliozy (choroba z Lyme, dla ułatwienia - kleszczycy), która jak inne krętkowice (np. dur powrotny, kiła czy leptospiroza) jest chorobą wielonarządową i wielofazową. Dla ochrony przed atakiem kleszcza kupowane są repelenty zawierające DEET, choć badania toksykologiczne wyraźnie wskazują negatywny wpływ DEET na układ nerwowy człowieka. Zdrowie ludzi i środowiska zyskałoby niepomiernie, gdyby władze zechciały zapewnić wygodny i tani transportu publiczny oraz alternatywne, w tym naturalne, metody ochrony przed atakiem zakażonych kleszczy. Tymczasem w Polsce doszło do drastycznej likwidacji lokalnych linii kolejowych i autobusowych, zaś polskie władze sanitarne nie dopilnowały nawet tego, aby etykiety preparatów DEET zawierały pełną informację niezbędną dla ochrony zdrowia ludzi (zwłaszcza dzieci) i zwierząt domowych, jak choćby zakaz stosowania ich w pomieszczeniach zamkniętych! Jak widać każda sprawa jest złożona z wielu czynników wzajemnie na siebie oddziałujących. Jak to w środowisku... Nowotwory złośliwe jako przykład środowiskowych zagrożeń zdrowia w Polsce Jak podała Polska Agencja Prasowa w dniu 4. lutego 2002r. w ciągu godziny, 12 osób w Polsce dowiaduje się, że ma nowotwór, a 9 z jego powodu umiera. W odróżnieniu od innych krajów rak w Polsce nie jest chorobą wieku podeszłego, a w jednej trzeciej przypadków dotyczy ludzi poniżej 60 roku życia. Po strajku lekarzy w 1997r., którzy odmówili wypełniania dokumentacji medycznej władze do dnia dzisiejszego nie chcą zorganizować wiarygodnego systemu rejestracji zachorowań na raka w Polsce, stąd Główny Urząd Statystyczny uparcie podaje dane zdezaktualizowane. Sprawa ma charakter manipulacji informacjami statystycznymi w obszarze wielkiej wrażliwości. Karin Chopin, reporterka prestiżowego magazynu lekarskiego British Medical Journal w Listach z Polski (Letters from Poland, BMJ: 30 May, 6 June, and 13 June 1992) przybliżyła międzynarodowej opinii środowiskowe zagrożenia zdrowia w Polsce sprzed dziesięciu laty. Dzisiaj, kiedy Polska ma wchodzić do Unii Europejskiej i stać częścią jednolitego wspólnego rynku sprawa ta jest niewygodna politycznie i dla kolejnych władz "zbyt kosztowna", aby zmagać się z nią. Po 1993r. kolejni ministrowie i rządowi eksperci obciążają Polaków za skutki zagrażającego zdrowiu stylu życia, odcinając się od odpowiedzialności choćby za niewyobrażalne skażenie kraju azbestem.
|
I po co wam tacy doradcy Unia Europejska.
Praca Carla Beddermanna kosztuje miesięcznie ok. 30 tys. euro a efekty prawie żadne. Carl Beddermann, doradca przedakcesyjny (przedwstąpieniowy) z Unii Europejskiej, prowadzi w Polsce projekt o kryptonimie 000702. To zwyczajne... badanie powietrza. Bardzo kosztowne badanie, bo na przygotowanie szkoleń, konferencji i uczt dla różnych unijnych i polskich speców "od powietrza" nasz ekspert wydaje dziesiątki tysięcy euro miesięcznie. Pan Beddermann poznał już język polski na tyle, by stwierdzić: - To czeski film! - Ach, ten cholerny projekt - Beddermann łapie się za głowę. - Co ja tutaj robię! Ślemy raporty do Brukseli, przyjmujemy delegacje specjalistów z Unii, organizujemy konferencje i szkolenia. Wydajemy górę euro na przepłacanych arogantów wylegujących się w Marriotcie (co najmniej 200 dolarów za dobę). Ten stateczny mężczyzna po "50", denerwuje się na bezsensowność swoich poczynań w Polsce. Ma do nas wiele sentymentu, bo za żonę ma Polkę, emigrantkę okresu stanu wojennego. W dodatku wrodzona niemiecka oszczędność ściska mu gardło, kiedy widzi takie marnotrawstwo sił i środków. - Bruksela przysłała mnie, bym pomagał wam w przygotowaniach do wstąpienia do Unii. Z tego, co tu widzę, doskonale dalibyście sobie radę sami. Beze mnie i tych wszystkich doradców! Ale jak na Niemca przystało, pan Beddermann program realizuje. W końcu jak to mówią za Odrą "befehl ist befehl" (Rozkaz to rozkaz). Polska w nagrodę Carl Beddermann, wieloletni pracownik niemieckiego ministerstwa rolnictwa, zbierał się już na emeryturę, gdy dowiedział się, że poszukiwani są doświadczeni urzędnicy do pracy w krajach kandydujących do Unii. - To była forma nagrody za dobrą pracę przez wiele lat. Kontrakt podpisałem tym chętniej, że mam do Polaków sentyment. Jeszcze przed wysłaniem z misją do Polski doradcy przedakcesyjni zostali drobiazgowo przeszkoleni i wyposażeni w szczegółowe, unijne instrukcje. Dowiedzieli się o naszym kraju wielu ciekawych rzeczy. - Przypominało mi to wskazówki dla kolonizatorów wybierających się na odległe kontynenty - mówi. M.in. to, że Polska jest krajem dzikim i niebezpiecznym. Że należy zwrócić baczną uwagę na zatrudnianych przez siebie asystentów, którzy mogą się okazać oszustami i złodziejami. Że "polska gospodarka" to dziurawe drogi, budy w centrach miast. Kradzione samochody i wyrywane torebki. I tak dalej, i tym podobne. 000702 z kopyta Jednak Beddermann trafił do środowiska mało dzikiego, za to przyjaznego. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Warszawie wygospodarował mu niewielki pokoik z dostępem do Internetu, znalazł doskonale mówiącą po angielsku asystentkę. Mógł w spokoju zająć się programem pomiaru jakości powietrza w Polsce. Pracownicy WIOŚ byli programem zachwyceni. Wielki świat zawitał do ich biurowca. - Wie pan, przyjeżdżają do nas na misje różni doradcy. Wymieniamy dokumenty i doświadczenia. Organizujemy szkolenia seminaryjne - opowiada zafascynowany pracownik WIOŚ. Program finansowany jest z funduszu PHARE. Z tego też funduszu pochodzą pieniądze na opłacanie pensji kolejnych unijnych ekspertów wspomagających badanie powietrza w Polsce. Jak sam ocenia, jego działalność kosztuje ok. 30 tys. euro miesięcznie (108 tys. zł). Szeregowy doradca unijny za pracę w Polsce otrzymuje ok. 4 tys. euro miesięcznie (14,4 tys. zł -Ęto rodzaj diety, dodatku za pracę na obczyźnie) plus pensję, jaką normalnie zarabiałby u siebie w kraju na zajmowanym stanowisku - kilka, kilkanaście tys. euro. Do tego - koszty utrzymania, mieszkanie, fundusze reprezentacyjne, koszty "dodatkowych ekspertów". Uzbiera się tego nawet do 50 tys. euro miesięcznie (180 tys. zł). A Carl Beddermann mówi o sobie, że jest jednym z tańszych ekspertów unijnych. Zarabiał bowiem w swoim ministerstwie "tylko" 3100 euro (11 tys. 160 zł). Będąc w Polsce dostaje tę kwotę plus 300 euro, do tego zwrot wszelkich kosztów utrzymania i pobytu w Polsce. Ale jednym z doradców przedakcesyjnych jest b. premier Dolnej Saksonii, który zarabia kilkakrotnie więcej. Projekt, który prowadzi Beddermann pochłania dodatkowe pieniądze. Np. kiedy zaprasza tzw. doradców krótkoterminowych (kolejna delegacja przybywa w poniedziałek), za każdego musi zapłacić 450 euro dziennie, do tego koszty przelotu. Z analizy jakości powietrza wynika tymczasem to samo, co wynika z innych analiz od lat przeprowadzanych w Polsce. Poza centrami dużych miast i dużymi węzłami komunikacyjnymi powietrze ma się bardzo dobrze. Do tej pory inspektorzy WIOŚ w całej Polsce korzystali z kilku ambulansów wyposażonych w aparaturę do badania zanieczyszczeń. I jak dotąd nie trzeba było wielomilionowych nakładów do badań. Pan Beddermann sam niczego nie bada. Siedzi w biurze i zajmuje się "pracą organizacyjną". Jest prawnikiem. - To, co mnie martwi najbardziej, to cała ta propaganda waszych polityków za wstąpieniem do Unii. Powinniście mniej przejmować się ideałami zjednoczonej Europy, a bardziej dbać o swój interes ekonomiczny - mówi Beddermann. - Ta Unia, jaką się przedstawia w prounijnych mediach, nie istnieje. Ja znam inną Unię: pełną biurokracji, gdzie stanowiska przydziela się w nagrodę bądź po znajomości. Nic ze szczytnych ideałów zjednoczenia i jedności narodów. Nie zaszkodzi Pan Carl Beddermann jest eurosceptykiem. Nie waha się o tym mówić. Wziął nawet udział w konferencji eurosceptycznej organizowanej przez Unię Polityki Realnej. Pytam, czy nie boi się, że zaszkodzi mu to w jego karierze w Unii Europejskiej. - Po pierwsze - mam podpisany kontrakt. Zanim ktoś w Unii zdobyłby się, aby go wypowiedzieć, będę już na emeryturze. Zostały mi tylko dwa lata - śmieje się. Ostrzega, że na razie Polska nie płaci za tę bandę biurokratów, którzy z ramienia UE "doradzają" jej we wszystkich możliwych dziedzinach. Za to po wejściu do Unii... Na ich utrzymanie będziemy płacić także z naszych kieszeni. W 2000 roku W Polsce pracowało: 38 ekspertów z UE
Zawiłe jak unijny paragraf Unijne normy to jedne z najbardziej drobiazgowych paragrafów na świecie. Unijnym unormowaniom podlegają rozmiary prezerwatyw, wymiary jajek, ogórków, ser, a także warunki życia kur niosek czy świń. Dlatego co i rusz polscy negocjatorzy borykają się z problemami. Okazało się np., że tak lubiany przez Polaków ogórek korniszon jest za mały i za lekki jak na unijne "normy ogórkowe". Po długotrwałych negocjacjach wywalczyliśmy swoje prawo do dalszej produkcji i spożywania tego specjału. Tyle że na własny użytek - broń Boże na eksport. Słoje z korniszonami mają być oznaczone napisem "ogórki niewymiarowe". Unii nie podobały się także chałupnicze warunki produkcji oscypka i bryndzy. I tu negocjatorzy wygrali batalię, tłumacząc, że oscypek to produkt tradycyjnie polski i jest produkowany od wieków. Czy oscypek będziemy mogli sprzedawać naszym unijnym braciom - nie wiadomo. Trwają rozmowy, urzędnicy przygotowują "normy na oscypka". Niezłe jaja były także z jajami. Zgodnie z wytycznymi Unii, nasi farmerzy muszą powiększyć i "umeblować" klatki dla niosek. Do 2012 r. mają czas, by wstawić do nich piasek, by kura mogła skorzystać z kąpieli piaskowej; grzędę, by mogła na niej przycupnąć, i gniazdo, by tam znosić jaja. Konieczne też będzie urządzenie do ścierania pazurków. Kiedy wejdziemy do UE, polscy rolnicy będą kontrolowani wścibskim okiem satelity. Chodzi tu o Zintegrowany System Zarządzania i Kontroli IACS. Satelity będą sprawdzały, czym polscy rolnicy (ci, którzy będą starali się o unijne dotacje) obsiali pola. Inspekcja z nieba zacznie się, kiedy roślinki wzejdą, a zakończy w październiku. Wtedy muszą być gotowe ostateczne raporty dla Brukseli.
|
CZASOPISMO RUCHU OCHRONY ZDROWIA AKTUALIZOWANA WERSJA ELEKTRONICZNA |
|
![]() |
![]() |
ALFABETYCZNY
SPIS ZAWARTOŚCI
STRON INTERNETOWYCH DOMENY HALAT.PL
DOTYCZĄCYCH OCHRONY ZDROWIA